Historia powstania 5. pułku strzelców konnych wiąże się z okresem napoleońskim, kiedy to w Kościanie na przełomie 1806 i 1807 r. Franciszek Garczyński sformował pułk, który w czerwcu 1807 r. otrzymał nazwę 5. psk. Dowódcą tegoż pułku został płk Kazimierz Turno. Po burzliwych perypetiach okresu napoleońskiego, udziału w wojnie z Austrią w 1809 r. i zdziesiątkowaniu pułku w wielkiej wyprawie Napoleona na Moskwę w 1812 r. pułk uległ naturalnemu rozwiązaniu. Warto dodać, że w wyprawie roku 1812 w szeregach pułku walczył Aleksander Fredro, który okres ten opisał w pamiętniku Trzy po trzy.
Ponowna organizacja 5. psk nastąpiła w okresie powstania listopadowego. 19 stycznia 1930 r. pułk strzelców gwardii został przemianowany na 5. pułk strzelców konnych. Dowódcą tegoż pułku został mianowany płk Benedykt Zielonka. Odtwarzany w tym okresie 5. psk brał udział m.in. w bitwach pod Wawrem, Grochowem, Nurem, Ostrołęką i Raciążem. Po klęsce powstania część żołnierzy opuściła tereny Królestwa Polskiego szukając schronienia w Prusach, zaś do Kongresówki powrócili po uzyskaniu amnestii u cara Mikołaja I.
Trzecie z kolei odtwarzanie jednostki, miało miejsce w latach 1919-1921. Wówczas pułk powstawał z mniejszych oddziałów (szwadronów i dywizjonów), przejmując ich historię i tradycje. We wrześniu 1919 r. 3. pułk dragonów został przemianowany na 3. pułk strzelców konnych, zaś ten, rozkazem z 6 października 1920 r. został przemianowany na 5. pułk strzelców konnych. Nazewnictwo związane z numerem jednostki, wiąże się z faktem, iż pułk stacjonując w Tarnowie, przynależał administracyjnie pod Okręg Korpusu nr V w Krakowie. Początkowo 5. psk wchodził w skład V Brygady Jazdy, która została przemianowana kolejno na 5. Samodzielną Brygadę Kawalerii (w 1924 r.) i Krakowską Brygadę Kawalerii (w 1937 r.).
15 grudnia 1934 r. Tarnowianie pożegnali uroczyście 5. psk, który został przeniesiony do koszar przy ulicy Kościuszki w Dębicy. Zresztą na ten temat istniało kilka kawaleryjskich żurawiejek, m.in. Brakło rowów w okolicy, przenieśli ich do Dębicy lub Tak się błąkał w okolicy, aż go wzięli do Dębicy. Jak się okazało Dębica była ostatnim miejscem postoju pułku, który stąd wyruszył na wojnę obronną we wrześniu 1939 r.
W okresie międzywojennym, dowódcami pułku byli kolejno: ppłk Aleksander Ehrbar (19.06.1919 – 22.02.1924), płk Adam Rozwadowski (22.02.1924 – 22.02.1927), ppłk Jan Kanty Olszewski p.o. (22.02.1927 – 28.01.1928), płk dypl. Juliusz Kleeberg (28.01.1928 – 31.01.1930), ppłk Ignacy Kowalczewski (31.01.1930 – 04.1938), płk Kazimierz Kosiarski (04.1938 – 20.09.1939).
Zgodnie z planami podjętymi przez dowództwo Armii „Kraków” podczas narad i ćwiczeń sztabowych wiosną 1938 r., Krakowska Brygada Kawalerii (która wchodziła w skład Armii „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga) miała na wypadek wybuchu wojny, bronić rejonu Kalety – Koszęcin oraz Woźniki – Ligota Woźnicka. Dla szerszego zobrazowania jest to teren szerokości około 15 km, między Tarnowskimi Górami a Częstochową. Warto dodać że poza 5. psk w skład Krakowskiej BK we wrześniu 1939 r. wchodził: 3. pułk ułanów śląskich z Tarnowskich Gór, 8. pułk ułanów Księcia Poniatowskiego z Krakowa, 3. dywizjon artylerii konnej z Oświęcimia, a także własne jednostki wspierające (szwadron kolarzy, szwadron pionierów, szwadron łączności) oraz jednostki przydzielone: batalion Obrony Narodowej „Lubliniec” i 51. dywizjon pancerny.
W lecie 1939 r. nie było możliwości zorganizowania tzw. letniej koncentracji całej KBK, dlatego poszczególne jednostki wchodzące w skład brygady samodzielnie przeprowadziły ćwiczenia terenowe. Przez cały miesiąc – od 15 lipca pułk prowadził manewry ćwiczebne w okolicach Rzemienia i Tuszymy, a następnie od 15 sierpnia manewry ruchome, zachowując promień działania 20 km od Dębicy.
24 sierpnia 1939 r. nastąpiła koncentracja pułku, a w niedzielę 27 sierpnia 5. psk wyruszył pociągiem z Dębicy do Zawiercia. Po dotarciu na miejsce, dębickich strzelców przywitali licznie zgromadzeni mieszkańcy Zawiercia i okolic. Żołnierze ustawieni w szyku bojowym ruszyli ze śpiewem piosenki Wojenko, wojenko cóż żeś ty za pani, że za tobą idą chłopcy malowani…”. Miejscowa ludność ze łzami w oczach patrzyła na żołnierzy zmierzających na wojnę by powstrzymać niemieckiego agresora. Panowała atmosfera wzruszenia i wiary w pogodne jutro.
Z Zawiercia pułk wyruszył w rejon miejscowości Ogrodzieniec, a następnie do miejscowości Podzamcze i docelowo do Woźnik. Tam pułk został podzielony na dwie części – na dwa dywizjony, co było sprzeczne z wcześniejszymi ustaleniami, które mówiły że pułk całością sił będzie bronił rejonu Woźnik. Zgodnie z nowymi wytycznymi pierwszy dywizjon, pozostał w Woźnikach zaś drugi został skierowany do miejscowości Rudnik Mały. Według dowódcy, płk. Kazimierza Kosiarskiego podział ten nie dawał szans na skuteczną realizację działań na głównej pozycji obronnej w Woźnikach. Zresztą Kosiarski swoje spostrzeżenia przedstawił dowódcy brygady gen. Zygmuntowi Piaseckiemu. Słowa Kosiarskiego okazały się prorocze w skutkach, gdyż trudno dostępny Rudnik Mały, którego bronił dywizjon mjr. Franciszka Rekuckiego (1. i 2. szwadron), został niejako pominięty w niemieckim planie uderzeniowym.
1 września o godzinie 4:50 sześć niemieckich dywizji przekroczyło polsko-niemiecką granicę i uderzyło równocześnie na 7. Dywizję Piechoty i Krakowską BK. Batalion „Lubliniec” bronił się w okolicach Koszęcina trzema kompaniami. Opór batalionu, którym dowodził mjr Franciszek Żak był niezwykle zacięty, niemniej oddziały niemieckie zaczęły okrążać pozycje batalionu, który będąc w bardzo ciężkim położeniu, musiał się wycofać w godzinach południowych. Podczas wycofywania wysuniętych jednostek, powstały szerokie luki między Krakowską BK, 7. DP, a GO „Śląsk”.
Rankiem 2 września pancerno-motorowe jednostki nieprzyjaciela skoncentrowały swoje uderzenie na główną pozycję obronną brygady w rejonie Woźnik (gdzie obronę zapewniał 5. pułk strzelców konnych i 3. pułk ułanów) oraz na rejon Ligoty Woźnickiej (broniony przez 8. pułk ułanów).
W czasie ponad pięciogodzinnej walki 2 września, dwie niemieckie dywizje (2. i 3. Dywizja Lekka) przełamały linię obronną Woźniki – Ligota, robiąc tym samym pierwszy wołom w głównym froncie obronnym Armii „Kraków”.
Trzeba w tym miejscu nadmienić, że w końcowej fazie walk 2 września, szwadrony 5. psk broniące Woźnik zostały niejako osamotnione, bowiem jako pierwszy ze swych pozycji został wyparty pułk ułanów z Krakowa, zaś ułani z Tarnowskich Gór po kilku przeprowadzonych kontratakach, jako pierwsi w Woźnikach przystąpili do wycofania. Teren nie został utrzymany nawet mimo wprowadzenia do walki sił odwodowych (3. dak i szwadronów odwodowych 3. p. uł.).
Bohaterska, a czasem wręcz heroiczna była obrona Woźnik przez strzelców 5. pułku, którzy kilkukrotnie podczas tych zaciętych walk odpierali niemieckie natarcie. Pomimo beznadziejnego położenia oraz dysproporcji sił i posiadanego sprzętu, nie brakowało ofiarnych prób powstrzymania Niemców. Strzelec nazwiskiem Rosa z 5. pułku zdołał unieruchomić w rejonie Woźnik trzy niemieckie czołgi, co w tych warunkach było nie lada wyczynem.
Około godziny 11 ostatni pluton 5. psk opuścił rejon Woźnik. W godzinach wieczornych nastąpiło połączenie I i II dywizjonu 5. psk. Wskutek niekorzystnej sytuacji w nocy z 2 na 3 września, brygada została skierowana w rejon miejscowości Pradła, gdzie następnego dnia 5. psk z powodzeniem odpierał niemieckie natarcie ze wzgórza góry Berkowej, utrzymując broniony teren do godzin popołudniowych 3 września. W dalszej kolejności pułk został przerzucony w rejon Rokitna, gdzie zapewniał ubezpieczenie ataku brygady celem opanowania miejscowości Szczekocin. Po całodniowych, ciężkich zmaganiach z przeważającymi siłami niemieckimi, przy braku współdziałania ze strony 7. DP, Krakowska BK została odrzucona na wschodni brzeg Pilicy.
4 września pułk przeszedł do Sędziszowa, gdzie otrzymał zadanie obrony miejscowości i osłony zgrupowania brygady. Nieprzyjaciel tego dnia nie wykazywał większej aktywności na lądzie, co pomogło dębickim strzelcom należycie wykonać powierzone im zadanie. Wieczorem do sztabu brygady powrócił oficer łącznikowy brygady wysłany uprzednio do dowództwa armii, który przedstawił świeże informacje o położeniu i nowe wytyczne względem Krakowskiej BK. Brygada wobec nowego zadania miała nie dopuścić nieprzyjaciela do przekroczenia Nidy na kierunku Sędziszów – Pińczów – Busko, i utrzymać za wszelką cenę Pińczów.
Wczesnym świtem 5 września pułk wyruszył z Mstyczowa i przed południem dotarł do Pińczowa, gdzie do godzin wieczornych podzielony na szwadrony, bronił miejscowości z kierunku północnego i zachodniego, skutecznie powstrzymując nieprzyjaciela w rejonie Brześcia. W wyniku dużej aktywności wojsk niemieckich Krakowska BK otrzymała zadanie wycofania się w rejon Bogucic (między Pińczowem, a Buskiem). Po nocnym, ciężkim marszu, brygada dotarła wczesnym świtem w rejon Bogucic. Tego dnia pułk otrzymał zadanie dozorowania drogi Chmielnik – Busko. Około południa elementy rozpoznawcze nieprzyjaciela podeszły pod Busko od strony północnej, jednak przytomne zachowanie żołnierzy 5. pułku doprowadziło do odrzucenia tych oddziałów. Wskutek niekorzystnego położenia całej armii, Krakowska BK zmuszona została do wycofania się w kierunku Nowego Korczyna. 5. pułk zatrzymał się w rejonie miejscowości Pasek Wielki, gdzie na strzelców z Dębicy czekało zadanie osłony przegrupowania Grupy Operacyjnej „Jagmin” („Śląsk”) dowodzonej przez gen. Jana Jagmina-Sadowskiego.
W związku z faktem, iż oddziały Armii „Kraków” nie dotarły 7 września do Nowego Korczyna, przedłużono zadanie dla oddziałów KBK, które stojąc na dotychczasowych stanowiskach, miały zapewnić osłonę Korczyna oraz zgrupowania Armię „Kraków” od strony północy.
Nocą z 7 na 8 września pułk został zluzowany i zwolniony z dotychczasowego zadania, a w godzinach popołudniowych 8 września, wyruszył wzdłuż prawego brzegu Wisły w kierunku Szczucina. Miejscowość tą osiągnięto około 20. Niedługo jednak pułk przebywał w Szczucinie, bowiem już w nocy płk Kazimierz Kosiarski otrzymał rozkaz kontynuowania marszu wzdłuż Wisły i przechwycenia mostu na Wiśle w Baranowie Sandomierskim, czego pomimo wyczerpującego marszu, nie udało się osiągnąć. Tuż przed przybyciem oddziałów brygady, saperzy z grupy „Sandomierz” wysadzili most na rozkaz swojego dowódcy w obawie przed nagłym wtargnięciem niemieckich sił pancerno-motorowych do Baranowa. Warto dodać, że z braku łączności nie mieli oni informacji o działaniach Krakowskiej BK i o jej marszu w celu przechwycenia mostu.
Po osiągnięciu rejonu Baranowa, brygada otrzymała kolejny rozkaz. Tym razem miała ułatwić wycofanie i przejście oddziałów Armii „Kraków” przez Wisłę w rejonie Baranowa. W tym celu 5. pułk wraz z baterią dywizjonu artylerii konnej miał zabezpieczyć i dozorować brzeg Wisły w okolicach zniszczonego mostu, a także zapewnić ubezpieczenie od południa (z kierunku Mielca).
W tym czasie do pułku dołączyły oddziału uzupełniające z Ośrodka Zapasowego Krakowskiej Brygady Kawalerii, który po ogłoszonej przez prezydenta Mościckiego powszechnej mobilizacji, organizował się w Dębicy pod dowództwem mjr. Jana Sroczyńskiego. Do tego ośrodka przybywali żołnierze rezerwiści, którzy otrzymali przydział służbowy do Krakowskiej BK. Przy ośrodku zorganizowano także izbę chorych, w której opatrywano zarówno żołnierzy, jak również osoby cywilne (głównie mieszkańców Dębicy i okolic), które ucierpiały w wyniku działań Luftwaffe.
Sam Ośrodek Zapasowy został ewakuowany z Dębicy w dniu 7 września i w dalszym marszu dotarł do Brodów, gdzie schronienie znalazły rodzinny żołnierzy 5. pułku. Wraz z ewakuacją, wywiezione zostało archiwum dokumentacyjne oraz sztandary 5. psk i 3. p. uł. Po wkroczeniu Sowietów, ze sztandarami próbował przedostać się do Rumunii mjr Tadeusz Plackowski, jednak przepadł bez wieści. Prawdopodobnie dotarł do miejscowości Uhrynów na Podolu, gdzie został zamordowany przez bandy ukraińskich nacjonalistów. Nie znane są więc losy sztandaru pułkowego. Istnieją dwie hipotezy. Pierwsza, że sztandar został ukryty lub spalony przez mjr. Plackowskiego zanim dostał się on w ręce ukraińskie. Druga wersja, sugerowałaby że sztandar wpadł w ręce ukraińskie i był widziany w kijowskich muzeach już po zakończeniu wojny.
Jak zostało już wspomniane, w rejonie Baranowa Sandomierskiego do maszerujących oddziałów Krakowskiej BK dołączyły nadwyżki z Ośrodka Zapasowego. Ich wymarsz z Dębicy nastąpił prawdopodobnie w kilku etapach, a 10 września dokonano podziału przybyłych jednostek pod Baranowem. 5. pułk zyskał wzmocnienia w postaci szwadronu marszowego złożonego z nadwyżek 5. psk. Szwadronem tym dowodził por. Zygmunt Śmiałowski, lecz szwadron przyprowadził Kazimierz Rouppert.
Zapewne przybycie uzupełnień podniosło morale żołnierzy i pozwoliło chociaż częściowo wyrównać straty poniesione w wyniku półtoratygodniowych walk. Trzeba wspomnieć, że brygada prowadząc działania jeszcze w rejonie Szczekocin zgubiła trzy szwadrony 8. pułku ułanów oraz cały 51. dywizjon pancerny.
Tymczasem w niedzielę 10 września, 5. pułk oraz pozostałe oddziały KBK stały na zorganizowanych dzień wcześniej pozycjach realizując powierzone im zadania. Koło południa do Suchorzewa przybył sztab Armii „Kraków” z gen. Antonim Szyllingiem na czele. Dowódca armii nie ukrywał swoich pretensji do dowódcy Krakowskiej BK obarczając go odpowiednio za utratę przeprawy na Wiśle w Baranowie oraz brak inicjatywy w celu odbudowy mostu i poinformowania dowództwa armii o bieżącej sytuacji.
Wieczorem 10 września brygada otrzymała rozkaz przejścia nazajutrz do miejscowości Lipa, po uprzednim zluzowaniu brygady przez oddziały piechoty. Jednak na prośbę gen. Jana Jagmina-Sadowskiego, gen. Zygmunt Piasecki zdecydował się zapewnić ubezpieczenie dla przegrupowującej się GO „Jagmin” jeszcze 12 września.
Nocą z 12 na 13 września pułk przekroczył San i rankiem 13 września dotarł do miejscowości Lipa, gdzie przez cały dzień przebywał na planowym odpoczynku połączonym z uporządkowaniem i przywróceniem wartości bojowej oddziałów.
Tego dnia w godzinach wieczornych pułk wyruszył w dalszy marsz, kierując się do Janowa Lubelskiego. Kolejny nocny marsz okazał się bardzo wyczerpujący, jednak jeszcze nocą pułk rozlokował się w rejonie Kawęczyna (k. Janowa) i Frampolu, gdzie następnego dnia strzelcy „piątki” zbierali siły i motywację do dalszej walki. Dopiero wieczorem pułk pomaszerował w dalszym marszu docierając rankiem 15 września do Biłgoraja.
Popołudniem dywizjon mjr. Franciszka Rekuckiego zdołał odrzucić rozpoznawcze siły nieprzyjaciela po północnej stronie miejscowości, jednak kilka godzin później w lesie pod Korczową szwadrony „piątki” zostały zaskoczone przez niemieckie lotnictwo. W wyniku silnego bombardowania 5. pułk poniósł znaczne straty.
Dębiccy strzelcy wobec zaistniałej sytuacji musieli się podźwignąć i ruszyć w rejon Tarnogrodu dla wsparcia oddziałów Krakowskiej BK przeprowadzających atak na miasto. Pomimo początkowych sukcesów akcja pod Tarnogrodem nie przyniosła spodziewanego rezultatu, dlatego brygada została wycofana z powrotem za Tanew. Pułk ponownie obsadził Biłgoraj.
16 września po uprzednim „rekonesansie” nieprzyjaciel uderzył od północy na Biłgoraj. Napór niemieckich sił pancerno – motorowych każdorazowo spotykał się z silnym oporem ze strony walecznych strzelców 5. pułku i działającego na tym odcinku obrony, szwadronu kolarzy Krakowskiej BK pod dowództwem rtm. Antoniego Starnawskiego. Nieprzyjaciel zdołał przełamać obronę miejscowości, jednak gdy od północy niespodziewanie zjawiły się oddziały GO „Jagmin”, niemieckie dowództwo podjęło decyzję o wycofaniu.
Tego dnia doszło także do połączenia Armii „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga z Armią „Lublin” gen. Tadeusza Piskora, który objął teraz dowództwo nad całością sił, nowo powstałej Armii „Południe”. Ostatnie zmagania obu połączonych armii, a tym samym ostatnie zmagania 5. pułku, miały miejsce w rejonie Tomaszowa Lubelskiego. Podczas tych zmagań brygada miała osłaniać od północy atak Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej dowodzonej przez płk. Stefana Roweckiego, na Tomaszów Lubelski w celu dalszego przebijania się całej armii w kierunku granicy z Węgrami. Jednak kilkukrotne odkładanie tego ataku, doprowadziło do sytuacji w której żołnierze byli już całkowicie otoczeni przez nieprzyjaciela.
Dramatyczna stała się sytuacja Krakowskiej Brygady Kawalerii, która doznała poważnych strat. Rankiem 19 września, 3. pułk ułanów śląskich w potyczce w okolicach Rogóźna nieopodal Tomaszowa, stracił ponad 70% swojego stanu co oznaczało, że 5. psk pozostał jedynym pułkiem w całej brygadzie zdolnym do prowadzenia dalszych działań.
W związku z informacjami o wykrwawieniu się 3. pułku ułanów, płk Kosiarski uznał, że pułk samodzielnie nie zdoła opanować rejonu Tarnawatki, co najwyżej może spróbować opóźnić nieprzyjaciela atakując jego ariergardę wzdłuż szosy Zamość – Tomaszów na wysokości Tarnawatki. Do wykonania tego zadanie skierowano 2. szwadron 5. psk, pod dowództwem rtm. Jarosław Chodań. Szwadron ten kilkukrotnie uderzył na poruszające się po drodze Zamość – Tomaszów oddziały nieprzyjaciela. Podczas jednego ze śmiałych ataków udało się nawet zabrać kilku jeńców, jednakże kiedy z rejonu Zamościa nadjechała większa kolumna niemieckich wojsk, szwadron rtm. Chodania został zepchnięty ze wzgórza nad Tarnawatką. Na pomoc szwadronowi rtm. Chodania ruszył 3. szwadron pułku pod dowództwem rtm. Wojciecha Łopuskiego, jednak został on unieruchomiony na wskutek silnej nawały niemieckiego ognia artyleryjskiego.
W tym czasie nastąpiło gwałtowne uderzenie nieprzyjaciela na oddziały 2. szwadronu dowodzonego przez rtm. Chodania. W efekcie szwadron został zepchnięty ze wzgórza, ponosząc jednocześnie duże straty w zabitych i rannych. Na polu boju zmarł rtm. Jarosław Chodań, który został ciężko raniony w pachwinę i zmarł z upływu krwi nieopodal mostku nad Wieprzem w Tarnawatce.
Dla wsparcia oddziałów został także skierowany 4. szwadron rtm. Bronisława Piotrowskiego, jednak w wyniku silnego ostrzału artyleryjskiego, 4. szwadron także poniósł duże straty. Śmiertelnie raniony został m.in. dowódca II plutonu 4. szwadronu 5. psk ppor. Piotr Baran. Bezskutecznie próbowano go uratować, ale przy wyrwanym boku, bez profesjonalnej interwencji chirurgicznej ranny dowódca nie zdołał przeżyć. Trzeba dodać, że Piotr Baran wraz ze swoim II plutonem, jeszcze przed śmiertelnym zranieniem bohatersko odparł niemieckie natarcie od strony zabudowań położonych nad stawami.
Jeszcze przed wieczorem nieprzyjaciel próbował przeprowadzić rozpoznanie w rejonie Pańkowa, jednak został skutecznie odrzucony na drugi brzeg Wieprza przez pierwszy szwadron 5. psk skierowany z odwodu dla osłony odcinka północnego.
Po zakończonej walce, pod osłoną nocy, pułk wycofał się z rejonu Pańków – Tarnawatka.
Rankiem następnego dnia, tzn. 20 września zapadła decyzja o kapitulacji Armii „Południe”. Kiedy płk Kazimierz Kosiarski oraz pozostali dowódcy Krakowskiej Brygady pojechali na ostatnią naradę w sztabie armii, pod obóz 5. pułku we wsi Ulów podeszły oddziały nieprzyjaciela, które zostały odrzucone przez błyskawicznie zorganizowany oddział konny 5. pułku dowodzony przez rtm. Antoniego Dębskiego i por. Tadeusz Gawrzyckiego.
Była to ostatnia walka pułku w wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku, a zarazem ostatnia potyczka oddziałów Armii „Południe” w kampanii wrześniowej.
Kiedy pułkownik Kosiarski informował żołnierzy o kapitulacji armii, ze łzami w oczach zaapelował do nich aby próbowali przedostać się na własną rękę w kierunku zachodnim, gdyż po wkroczeniu Sowietów marsz na wschód według Kosiarskiego był bezzasadny. O tym jak cenne i prorocze okazały się słowa dowódcy, świadczy fakt, iż na tzw. liście katyńskiej znalazło się niewielu strzelców 5. pułku.
Ci żołnierze którzy zdołali uniknąć niewoli powrócili w większości za radą Kazimierza Kosiarskiego na zachód, w swoje rodzinne strony, gdzie wielu z nich już wkrótce przystąpiło do działalności w strukturach tworzącego się Polskiego Państwa Podziemnego. Dowództwo zaś dostało się do niemieckiej niewoli, skąd powrócili dopiero po wyzwoleniu.
Zrozumienie obowiązku, odwaga, wytrzymałość, zdawałoby się że ponad ludzka, wspaniałe koleżeństwo – bez oglądania się na stopnie i starszeństwo, jak też i wierność oddziałowi, dawały stałą zdolność bojową Krakowskiej Brygady Kawalerii na długiej drodze: od zachodniej granica Śląska, po las Pańków pod Tomaszowem Lubelskim.
Sukcesy oddziałów i pododdziałów KBK: nie tylko obronne, ale i wielokrotnie zaczepne – niestety, z powodu ogólnej sytuacji wojennej niewykorzystane – to dumna karta wkładu żołnierzy 5. pułku strzelców konnych w historię Września 1939 roku, karta pisana w rozpaczliwej obronie przez cały Naród Polski.
Maciej Małozięć